Joł joł joł, Siemano z powrotem.
Od ostatniego posta zdążyłem pojechać na fest długi (przynajmniej dla mnie) trening rowerowy, nie chwaląc się zupełnie, zrobiłem coś ponad 80km. Niestety nie wziąłem ze sobą kurtki ani termo, jechałem na samej koszulce, a tego samego dnia postanowiłem pojechać do Glaznot, od których byłem nieco oddalony. Gdzieś po 19:30 zaczął mi dokuczać chłód (i zmęczenie). Wróciłem gdzieś ok. 21:30. Lubię jeździć w miejsca w których mnie jeszcze nie było, jeżdżenie tymi samymi drogami jest nudne i nie ma wiele wspólnego z podróżowaniem.
Skoro już weszliśmy w narracje wykraczania poza strefę komfortu. Chciałbym opowiedzieć o swoim nowym konstrukcie myślowym, który nazwałem sobie "Teorią Chaosu" (nie mam pojęcia czy ma to coś wspólnego z teorią, ani do czego to powinienem klasyfikować, możliwe, że dla niektórych ludzi będzie to czymś oczywistym i trywialnym), ale to wkrótce, zamierzam oddzielić to od reszty moich błahych opowiadań.
Puki co baju baj.
P.S. Jak tak sobie to czytam teraz, to to wyglądać jak chaotyczny stek bzdurnych opowiastek, ale takie jest, życie, i mi się wydaje, że jest w tych opowiastkach coś ujmującego dzięki ich autentyczności i naturalności (mam nadzieję).